Linia Powrotu. Zapiski z pogranicza

PDFDrukujE-mail
Krzysztof Czyżewski
Linia Powrotu. Zapiski z pogranicza
wstępem opatrzył Paweł Huelle
Sejny 2008
s. 446
oprawa twarda
Szczegóły produktu Nasze drogi przecięły się potem kilkakrotnie. Na trasie Cafe Europa, także we wzajemnych lekturach. I oczywiście na dosłownym i symbolicznym pograniczu: w Sejnach i Krasnogrudzie. Opowieść Krzysztofa rozwijała się z właściwą sobie dyskretną stanowczością. Czy pisał o współczesnych poetach Nowego Jorku, o dramacie Sarajewa, czy organizował debatę o tym, kim jesteśmy i kim będziemy po dramacie 11 września - zawsze poruszał sprawy najistotniejsze, dotykające styku przeszłości i przyszłości, granic ludzkiej tolerancji i przemocy, sztuki i globalnej dyktatury kiczu. Nigdy jednak w retoryce ubolewającego nad upadkiem świata szlachetnego humanisty. Przeciwnie - wszystkie opowieści Krzysztofa, eseje, artykuły, szkice i okolicznościowe laudacje wynikają z jego życiowej praktyki: rozlicznych podróży w wielokulturowe i rozrywane krwawymi konfliktami rejony Europy, spotkań i rozmów z ludźmi, wreszcie z pozytywistycznej, codziennej pracy na jego - już w jakimś sensie własnym - polsko-litewsko-ruskim i białoruskim pograniczu, z sejneńską synagogą w tle. Trafiająca do rąk Czytelnika „"Linia powrotu"” zawiera w sobie wszystkie ważne wątki twórczości Krzysztofa Czyżewskiego, zarówno w sensie literackim, jak właśnie działania, jego życiowej praktyki. Jest to zbiór bardzo bogaty i różnorodny tematycznie. Zapewne każdy znajdzie do niego własny klucz. Dla mnie owym magicznym, a równocześnie realnym miejscem przejścia w świat opowieści Krzysztofa okazał się esej Głos Innego. „Dogasała właśnie jesień 1990 roku" - to precyzyjnie określony czas. Bardzo ważny dla tego, kto opowiada. Właśnie rozpoczął wrastanie w trudną, bo przeoraną najgłębszymi konfliktami rzeczywistość pogranicza. Spotkanie na nadbrzeżnej skarpie jeziora z Wiktorem Winikajtisem - ostatnim klucznikiem wigierskiego klasztoru (by żartobliwie sparafrazować znany wątek Mickiewiczowski) - jest dla Autora doświadczeniem niezwykłym, pouczającym, na swój sposób inicjacyjnym. Pan Winikajtis, stróż i klucznik pokamedulskiego zespołu, oprowadzał po nim wycieczki, swobodnie przechodząc z polskiego na litewski i z litewskiego na polski. Kim był? Litwinem mówiącym biegle językiem Miłosza? Polakiem z litewskim nazwiskiem? Mieszańcem? Katolikiem? Wszystko to okazało się sprawą drugorzędną, nieistotną wobec jego życiowej mądrości i lekcji, jakiej udzielił przybyszowi. Tacy jak Winikajtis - pisze Krzysztof Czyżewski - „posiedli pewną tajemnicę, sztukę bycia sobą w wielogłosowym chórze", a także „sztukę budowania mostu łączącego urwiste brzegi rwącej rzeki". Że nie jest to sprawa prosta ani łatwa, przekonuje Autor jakże zaskakującym - nas, ludzi z zewnątrz - zdaniem: „W szkole w Sejnach mówi się o różnych wojnach na całym świecie, ale nigdy o tej, w której dziadkowie uczniów walczyli ze sobą". Dowiadujemy się, że chodzi o konflikt polsko-litewski z lat 1918-1920 na tej właśnie sejneńskiej ziemi. W istocie do dziś nieopisany, posiadający dwie czarne domowe legendy - polską i litewską. Esej idzie swoją własną, wytyczoną przez spotkanie na skarpie długą rozmową i nie wikła się w opisy krwawych wydarzeń sprzed lat. Warto więc może dodać, że podczas tej granicznej i etnicznej wojny Sejny przechodziły z rąk do rąk kilkakrotnie, a okrucieństwa obu stron do dziś stanowią - po każdej ze stron - prawdziwe tabu. I wytyczają niewidzialne granice. Że tego rodzaju fatalizm może być chwilami przezwyciężany, pokazuje Krzysztof Czyżewski w eseju Pomiędzy Timięoarą a Targu Mure§, na przykładzie Rumunów i Węgrów, którzy ramię w ramię wystąpili przeciw reżimowi Ceausescu. Podobnie jak Polacy i Litwini okazujący sobie wzajemną solidarność w czasie szturmu sowieckich wojsk na wieżę telewizyjną w Wilnie. Jednak w kilka miesięcy po Timisoarze przyszło Targu Mures - gdzie Węgrzy i Rumuni stanęli przeciw sobie i gdzie były ofiary śmiertelne. Polsko-litewska solidarność po dramatycznych wydarzeniach w Wilnie straciła na rozmachu, wreszcie ugrzęzła w starych nieufnościach, pretensjach, oskarżeniach. Lekcja, jakiej udzielił przybyszowi Wiktor Winikajtis, mówiła właśnie o tym: jak przezwyciężać ów fatalizm pogranicza. Nie hasłami, nie polityczną poprawnością, konferencjami na szczycie, ale codzienną umiejętnością bycia. Nieprzypadkowo w eseju o wigierskim kluczniku przywołany jest cytat z Jerzego Stempowskiego, który po przybyciu do Polski centralnej spotkał się z „uczuciami narodowymi objawianymi hałaśliwie, wyzywająco, niemal bezwstydnie" i stwierdził, że „manifestacje takie wydawały mi się czymś w bardzo złym smaku, dobrym co najwyżej dla dorobkiewiczów i prostaków". Wiedza Winikajtisa jest przeciw owym nacjonalnym dorobkiewiczom i prostakom, jakimkolwiek językiem by mówili. Jest także przesłaniem wielokrotnie powracającym w Opowieści Krzysztofa Czyżewskiego, rozpisanej na wiele głosów i tekstów. Nieszczęściem XX wieku było to, że polityka dostała się właśnie w ręce dorobkiewiczów i prostaków. I niekiedy pozostaje w nich do dzisiaj. Rzeczywistości nie można jednak zakląć i naprawić jednym hasłem. Ani najszerszym choćby propagowaniem lekcji Winikajtisa. Konflikty pograniczy są realne, a skala przemocy osiąga takie natężenie, że czasem trudno myśleć choćby o samej możliwości mediacji. Mówi o tym świetnie napisany, niezwykle bogaty faktograficznie tryptyk Wariacje kosowskie. Po jego przeczytaniu, po tej dantejskiej wędrówce spalonym pograniczem, nikt nie będzie już mógł po kolejnych telewizyjnych informacjach o krwawych zajściach „stamtąd" machnąć ręką i pleść o „bałkańskiej dziczy". Nie jest bowiem ta nieludzka „dzikość" właściwością jednej czy paru nacji. Jest raczej stanem ducha, który udziela się - w sprzyjających warunkach - dowolnej zbiorowości, ba - dowolnej jednostce. Subtelny mistrz życia duchowego, nauczyciel pokoleń Europejczyków, najwybitniejszy religioznawca XX wieku, Mircea Eliade, jest tego zawstydzającym przykładem. Poświęcony mu esej jest to bodaj najbardziej niepokojący fragment Opowieści Krzysztofa Czyżewskiego. W końcu nie dotyczy prostaka ani dorobkiewicza. Poparcie, jakiego udzieliło polityce Slobodana Milośevicia wielu - skądinąd wybitnych i subtelnych - pisarzy i intelektualistów, to dalsza część tej historii przeniesionej w inny czas i odmienne realia. Pogranicze nie jest określonym na mapie, takim czy innym terytorium, gdzie mieszkają lub walczą ze sobą dwie, trzy narodowości. Pogranicze rozciąga się wszędzie tam, gdzie następuje konfrontacja mnie i innego, ja i nie-ja, swojaka i przybysza, rozpoznanego i obcego, zrozumiałego i niezrozumiałego. Pogranicze to obszar dzisiaj coraz mniej lokalny, peryferyjny, a coraz bardziej globalny. Innymi słowy - pogranicze przesuwa się dziś coraz bardziej w obszar centrum, za sprawą wielu zjawisk, między innymi masowej emigracji. Dlatego próba budowania mostów - wszędzie i zawsze - jest bezcenna, choćby wyznawcy realpolitik próbowali ją - jak zawsze - dyskredytować. „Linii powrotu” przyświeca wielu patronów, właśnie ludzi pogranicza. Czesław Miłosz, Drago Janćar, Jerzy Ficowski, Tomas Venclova. Poświęcone im teksty i wątki tworzą jedyną w swoim rodzaju, duchową mapę Europy. Pojawia się wśród nich - choć nie na pierwszym planie -Hermann Hesse. Być może jego idea Podróży na Wschód zainspirowała grupkę przyjaciół tworzących dziś Fundację „Pogranicze" do najważniejszej w ich życiu decyzji: założenia nie tylko fundacji, nie tylko osiedlenia się na pograniczu, ale też budowania ośrodka życia duchowego. Z teatrem, biblioteką, miejscem spotkania i rozmowy. Utopię Kastalii opisaną w Grze szklanych paciorków udało się więc w jakiejś mierze Krzysztof owi Czyżewskiemu zrealizować, choć opis wszystkich przeciwności losu, gorzkich doświadczeń, rozczarowań i porażek byłby długim rozdziałem tej historii. Kiedy skończyłem lekturę Linii powrotu, przypomniał mi się cytat z eseju Gabriela Marcela o Rilkem – „Świadek to w rzeczywistości nie tylko ten, kto obserwuje czy stwierdza, lecz ten, kto daje świadectwo, przy czym świadectwo to nie jest zwyczajnym echem, lecz udziałem i potwierdzeniem; świadczyć –to współdziałać we wzroście i nadejściu tego, o czym się świadczy”. Tak właśnie myślę o Krzysztofie: podróżującym przez kwitnące i spalone pogranicza, piszącym kolejny esej, wiersz, list. Podejmującym rozmowę z Cyganami na dworcu w Czerniowcach, polskim gastarbeiterem w berlińskiej knajpie, rumuńską pisarką na amerykańskim stypendium. Prawdziwy Homo Viator. Paweł Huelle

Opinie

Brak jeszcze ocen - dodaj pierwszą.